115 lat temu, 11 sierpnia 1898 roku, urodziła się Karolina Lanckorońska. Zmarła w sierpniu 2002 roku, niedługo po swoich 104. urodzinach.
Założycielka Polskiego Instytutu Historycznego w Rzymie, znanego między innymi z publikacji akt nuncjatur Stolicy Apostolskiej w Warszawie, a także Fundacji Lanckorońskich, przydzielającej rocznie ponad sto stypendiów zagranicznych dla polskich naukowców, mieszkała od kilkudziesięciu lat w Wiecznym Mieście. Ostatnia przedstawicielka rodu Lanckorońskich z Brzezia ofiarowała kilkaset dzieł sztuki - wśród nich Rembrandta - z rodzinnych zbiorów muzeom na Wawelu i Zamku Królewskim w Warszawie.
Do najcenniejszych należał alegoryczny obraz weneckiego malarza z XVI wieku Dosso Dossiego "Jowisz, Merkury i Cnota", wyceniany obecnie na około półtora miliona dolarów. Zakupiony przez Karola Lanckorońskiego w okresie pierwszej wojny światowej, po II wojnie musiał pozostać w Wiedniu, co było warunkiem wywiezienia kolekcji za granicę Austrii. Mecenas Johanna Kammerlander z rodziny adwokatów, od pokoleń reprezentujących Lanckorońskich, odzyskała go z rąk austriackich dopiero na wiosnę 2000 r. W kwietniu tamtego roku pani Karolina ofiarowała go Wawelowi, gdzie znalazł się 16 czerwca 2000 r.
Malczewski - portret Lanckorońskich (rodzice Karoliny)
Z tej okazji prezes Fundacji Lanckorońskich (współwłaściciela dzieła, jako spadkobiercy Adelajdy Lanckorońskiej) pan Zygmunt Tyszkiewicz umożliwił mi przeprowadzenie z panią profesor rozmowy dla TVP. Z tego, co wiem, był to jej jedyny wywiad dla telewizji, bowiem nie znosiła ona tego środka przekazu. Rezerwa okazała się wzajemna. 102-letnia wówczas Karolina Lanckorońska mówiła bardzo wolno, z półprzymkniętymi oczyma. Prawdopodobnie z tego powodu wywiad nie zyskał uznania wydawców "Wiadomości TVP" i nie został nadany; jedynie mały fragment wypowiedzi ukazał się w "Teleexpressie".
Zapytałem Karolinę Lanckorońską o powody jej szczodrości wobec polskich muzeów.
Mam jeden powód: wszystko, co moje, jest polskie. Chodzi mi o to, aby mój naród wszedł bardziej w obszar artystyczno-myślowy Europy. Te obrazy wprowadzają go bardziej w świat zachodni, do którego należymy.
Czym jest dla pani patriotyzm?
Poczuciem absolutnej przynależności i tym samym pierwszego obowiązku służenia wspólnocie narodu, do którego należę. Wspólnota wyraża się przez najwyższe wartości - w sztukach pięknych, sztuce pisania, w innych przejawach kultury. To jest najszlachetniejszy wyraz narodowości.
Które z pani dzieł - Polski Instytut Historyczny w Rzymie, Fundację Lanckorońskich czy może wielkie donacje dzieł sztuki dla Wawelu i Zamku Królewskiego w Warszawie - uważa pani za najważniejsze?
Gatunek wartości w nich realizowanych jest tak różny, że porównania są bardzo trudne. W życiu ludzkości zawsze najważniejsze są szczyty. Michał Anioł czy jakiś wielki polski malarz - każdy z nich daje swojemu narodowi miarę swojej wielkości. Polska na tym polu jest o wiele skromniejsza, dlatego się cieszę, że przypadkiem mogłam w moim życiu dodać kilka elementów do ogólnego obrazu tego, czym dla młodzieży powinna być kultura polska.
Co chciałaby pani przy okazji swojego daru przekazać Polakom?
Chciałabym dać im wszystko, co jest w swoim gatunku najwyższe. Arcydzieła są największą szkołą narodu. Jeżeli tworzy taki na przykład Malczewski, to bardzo podnosi jej ogólny poziom. Mówię o Jacku Malczewskim, bo go dobrze znałam i akurat jego rysunki znalazłam w rozbitej komodzie, przeznaczonej na spalenie.
Przekazując kilkaset dzieł sztuki na Wawel i do Zamku Królewskiego w Warszawie oddała tam pani cząstki swojego serca...
Mam wrażenie, że jestem tylko jednym z licznych instrumentów. Przypadkiem, zbiegiem okoliczności stałam się takim narzędziem i odziedziczyłam po wygasłej rodzinie to, co mogłam przekazać narodowi do podniesienia jego poziomu - i artystycznego, i ogólnoludzkiego. Na swoim grobie kazałam napisać: "gentis suae polonae ultima". Ze swojego polskiego rodu jestem ostatnia, znana dlatego, że dałam te rzeczy narodowi.
Rozmawiał 16 czerwca 2001 r. w Rzymie Jacek Moskwa
No comments:
Post a Comment