BlackRock, jedna z największych grup zarządzających aktywami na świecie, szykuje ofensywę na polskim rynku. Wprowadzi do sprzedaży fundusze inwestycyjne oparte na indeksach giełdowych i takie, które zarabiają na spadkach cen akcji.
Amerykański BlackRock, który na świecie zarządza kwotą 3,1 biliona dolarów, jest obecny na polskim rynku od wielu lat. Wprawdzie pod względem wartości pozyskanych od klientów znad Wisły pieniędzy nie może się równać z krajowymi towarzystwami funduszy, takimi jak Arka, Pioneer, czy Skarbiec, ale wśród obecnych tu zagranicznych grup zarządzających aktywami do ułomków nie należy.
W szczycie hossy w funduszach BlackRock Polacy trzymali równowartość 700 mln dol., teraz jest to 370 mln dol. (ok. miliarda złotych). Dla porównania - konkurencyjny Templeton w styczniu tego roku chwalił się, że zebrał od klientów w Polsce 900 mln zł. Zagraniczne grupy funduszy (w Polsce są obecne także Schroders, czy HSBC), choć wielokrotnie bardziej doświadczone od polskich TFI, nie mają dostępu do sieci dystrybucji największych banków, dlatego muszą same szukać klientów, wyróżniając się innowacyjną ofertą.
Jak dowiaduje się "Gazeta", pod tym względem BlackRock szykuje w Polsce niemałą ofensywę. Planuje wprowadzenie do sprzedaży nowego funduszu parasolowego o nazwie BlackRock Strategic Funds (BSF). Szefowa BlackRock w Polsce Joanna Stec-Gamracy, nie chce zdradzać szczegółów, ale wiadomo, że będzie to zestaw 12 subfunduszy, wśród których znajdą się niezwykle rzadko występujące na polskim rynku fundusze pozwalające zarabiać w czasie bessy (stosujące tzw. krótką sprzedaż), fundusze lokujące w Ameryce Łacińskiej, uznawanej za jeden z najbardziej atrakcyjnych inwestycyjnie regionów świata oraz cztery fundusze o konstrukcji ETF.
W szczycie hossy w funduszach BlackRock Polacy trzymali równowartość 700 mln dol., teraz jest to 370 mln dol. (ok. miliarda złotych). Dla porównania - konkurencyjny Templeton w styczniu tego roku chwalił się, że zebrał od klientów w Polsce 900 mln zł. Zagraniczne grupy funduszy (w Polsce są obecne także Schroders, czy HSBC), choć wielokrotnie bardziej doświadczone od polskich TFI, nie mają dostępu do sieci dystrybucji największych banków, dlatego muszą same szukać klientów, wyróżniając się innowacyjną ofertą.
Jak dowiaduje się "Gazeta", pod tym względem BlackRock szykuje w Polsce niemałą ofensywę. Planuje wprowadzenie do sprzedaży nowego funduszu parasolowego o nazwie BlackRock Strategic Funds (BSF). Szefowa BlackRock w Polsce Joanna Stec-Gamracy, nie chce zdradzać szczegółów, ale wiadomo, że będzie to zestaw 12 subfunduszy, wśród których znajdą się niezwykle rzadko występujące na polskim rynku fundusze pozwalające zarabiać w czasie bessy (stosujące tzw. krótką sprzedaż), fundusze lokujące w Ameryce Łacińskiej, uznawanej za jeden z najbardziej atrakcyjnych inwestycyjnie regionów świata oraz cztery fundusze o konstrukcji ETF.
Tzw. ETF-y to modne ostatnio na świecie fundusze, które wiernie odwzorowują skład giełdowych indeksów. Nie potrzebują zarządzających, którzy będą wybierali najlepsze spółki, bo "na ślepo" kupują wszystkie firmy wchodzące w skład indeksu. Niedawno na rynek wszedł z hukiem ETF z francuskiej grupy Lyxor, należącej do banku Société Générale. BlackRock jest jednym z największych na świecie "dostawców" ETF-ów na rynek i wierzy, że tego rodzaju fundusze będą w przyszłości odważnie się na nim rozpychać. Joanna Stec-Gamracy nie chce jednak odpowiedzieć na pytanie o nazwy indeksów, na jakich będą oparte ETF-y wprowadzane do Polski.
Szefowa BlackRocka liczy na to, że nowe fundusze pozwolą znacznie przyspieszyć rozwój firmy w Polsce. - Do 2013 r. chcielibyśmy zwiększyć kwotę pozyskaną od polskich klientów do miliarda dolarów - ujawnia nam Stec-Gamracy. Jej zdaniem zwiększenie popularności funduszy inwestujących za granicą, w tym oferowanych przez światowe grupy zarządzające aktywami, jest kwestią czasu. - Na razie Polacy wciąż są skoncentrowani w inwestycjach na rynku polskim, ale to się zmieni - obiecuje szefowa BlackRocka.
Poza wprowadzaniem na rynek nowych subfunduszy BlackRock chce się w najbliższym czasie skupić na promowaniu wśród klientów bezpiecznych funduszy, opartych m.in. na światowych obligacjach. Na razie blisko 90 proc. pieniędzy Polaków znajdujących się w funduszach BlackRock to kwoty zainwestowane w akcje. - Chcemy wyrobić w klientach przekonanie, że mamy dobrą ofertę nie tylko na hossę, ale w naszych funduszach można też zarabiać w czasie spadków cen akcji - mówi Stec-Gamracy.
Szefowa BlackRocka liczy na to, że nowe fundusze pozwolą znacznie przyspieszyć rozwój firmy w Polsce. - Do 2013 r. chcielibyśmy zwiększyć kwotę pozyskaną od polskich klientów do miliarda dolarów - ujawnia nam Stec-Gamracy. Jej zdaniem zwiększenie popularności funduszy inwestujących za granicą, w tym oferowanych przez światowe grupy zarządzające aktywami, jest kwestią czasu. - Na razie Polacy wciąż są skoncentrowani w inwestycjach na rynku polskim, ale to się zmieni - obiecuje szefowa BlackRocka.
Poza wprowadzaniem na rynek nowych subfunduszy BlackRock chce się w najbliższym czasie skupić na promowaniu wśród klientów bezpiecznych funduszy, opartych m.in. na światowych obligacjach. Na razie blisko 90 proc. pieniędzy Polaków znajdujących się w funduszach BlackRock to kwoty zainwestowane w akcje. - Chcemy wyrobić w klientach przekonanie, że mamy dobrą ofertę nie tylko na hossę, ale w naszych funduszach można też zarabiać w czasie spadków cen akcji - mówi Stec-Gamracy.
Nie oznacza to, że BlackRock spodziewa się kolejnego krachu. Zdaniem Stec-Gamracy są na świecie atrakcyjne miejsca do inwestowania nawet w tak niepewnych czasach jak nasze. Wśród faworytów BlackRocka jest oczywiście Ameryka Łacińska ("jest stosunkowo mało zależna od czynników zewnętrznych" - przekonuje Stec-Gamracy), Chiny i szeroko pojęta Azja ("pokazała, że potrafi umiejętnie schłodzić swoją gospodarkę" oraz tzw. Europa Wschodząca (Europa Środkowa, Turcja i Bałkany). W przypadku tej ostatniej Stec-Gamracy obawia się jednak, że jest to region stosunkowo za bardzo zależny od Rosji, a więc wystawiony na największe ryzyko.
Zaś jako inwestycję dobrą "na przeczekanie" szefowa polskiego BlackRocka poleca... złoto. Jej zdaniem wartość żółtego kruszcu będzie jeszcze przez kilka miesięcy rosła wraz z niską wartością dolara i zagrożeniem inflacją w Stanach. - Jest relatywnie duże prawdopodobieństwo, że cena złota osiągnie 2000 dol. za uncję. Ale ten kruszec może przestać być ciekawą inwestycją za kilka miesięcy - ostrzega Joanna Stec-Gamracy.
Zaś jako inwestycję dobrą "na przeczekanie" szefowa polskiego BlackRocka poleca... złoto. Jej zdaniem wartość żółtego kruszcu będzie jeszcze przez kilka miesięcy rosła wraz z niską wartością dolara i zagrożeniem inflacją w Stanach. - Jest relatywnie duże prawdopodobieństwo, że cena złota osiągnie 2000 dol. za uncję. Ale ten kruszec może przestać być ciekawą inwestycją za kilka miesięcy - ostrzega Joanna Stec-Gamracy.
No comments:
Post a Comment